Pani Krystyna zmęczona, ale z uśmiechem opuszcza salę treningową. Po zarumienionej twarzy widać, że trening aerobiku był naprawdę forsowny. Na regularne zajęcia sportowe uczęszcza już od pół roku. Przez ten czas dość znacznie poprawiła swoją kondycję, ale to jednak nie było jej największym marzeniem. - . zapisałam się tutaj, bo chciałam zrzucić kilka kilogramów, które przybrałam po urodzeniu dziecka. Tymczasem postępy idą jak krew z nosa. Wprawdzie ciało odrobinę ujędrniło się, ale efektów na wadze specjalnie nie widać.
Dla pani Marty, zajęcia aerobiku to jedyna odskocznia od siedzącej pracy w biurze i domowych obowiązków, ale nie tylko – kiedy pewnego wieczoru dokładniej obejrzałam się w lustrze, ogarnęło mnie przerażenie. Jak na czterdziestoletnią kobietę wyglądałam tragicznie. W ciągu ostatniego roku przybrałam na wadze ponad 12 kilogramów. Ciasteczka w pracy, zupki z torebek, nieregularne jedzenie, brak ruchu – to niestety musiało się zemścić. Powzięłam decyzję. Już od 10 miesięcy regularnie uczęszczam na zajęcia sportowe. Czuję się teraz żwawsza, silniejsza i pełna energii, ale niestety w swojej sylwetce niewiele dostrzegam zmian. Wprawdzie zeszczuplałam w pasie, ale moje biodra i uda nadal wyglądają fatalnie.
Ania ma 23 lata. Na zajęcia aerobiku uczęszcza od ponad 6 miesięcy. Z delikatną nadwaga borykała się już od dziecka, ale teraz gdy stała się dojrzałą kobietą, problem ten wyraźniej nasilił się - cóż, nie jestem już nastolatką, więc trudno tutaj liczyć na jakąś specjalną łaskawość natury. Ćwiczę regularnie dwa razy w tygodniu, ale nie ukrywam, że coraz trudniej mi zachować motywację. Od 3 miesięcy nie dostrzegam już żadnych większych postępów.
Kiedy Iza poznała nowego chłopaka wiedziała, że żarty się skończyły. Był przecież takim przystojnym, wysportowanym facetem – gdy tylko jego silne dłonie dotykały moich miękkich ud, przeżywałam prawdziwy koszmar. Wiedziałam, że muszę to jak najszybciej zmienić. Wspólnie z koleżanką zapisałyśmy się na aerobik i raz w tygodniu uczęszczamy na siłownię. Wprawdzie w pierwszym miesiącu zauważyłam duże zmiany, ale teraz jakby wszystko zatrzymało się w miejscu. Gdyby nie upór Gosi, pewnie już dawno zrezygnowałabym z ćwiczeń.
Problematyka odchudzania wymaga podejścia wielokierunkowego. Tymczasem wiele kobiet próbuje wychodzić z opresji nadwagi tylko przy pomocy jednej, wybranej drogi – najczęściej albo decyduje się na uprawianie ćwiczeń, albo sięga do drastycznych rozwiązań dietetycznych. Wybór metody odchudzania uzależniony jest od różnych czynników, jak: siła charakteru, pewne predyspozycje, przyzwyczajenia oraz upodobania. Panie, którym w okresie dzieciństwa i młodości zaszczepiono miłość do sportu, w przyszłości chętniej korzystają z różnych form aktywności fizycznej. Ponieważ często wykazują lepszą kondycję i koordynację ruchową niż osoby nastawione antysportowo, dość szybko adaptują się do różnych zajęć fizycznych. Kobiety zaś, którym trudniej zebrać motywację i siły do uprawiania ćwiczeń, są bardziej skłonne do przestrzegania rygorystycznych zaleceń dietetycznych.
Zazwyczaj bywa tak, że jednym jest trudniej pokonać lenistwo i pewne opory do uczestnictwa w zajęciach sportowych, innym z kolei poskromić nadmierny apetyt i zdobyć siły na przezwyciężanie kulinarnych zachcianek. Wielu kobietom trudno zrezygnować ze wszystkich przyjemności życia, dlatego wybierają różne kompromisy, które niestety na dłuższą metę okazują się zgubne.
Staram się nie jeść zbyt często
Niewątpliwie jednym z najistotniejszych czynników żywieniowych, wpływających na przyrost tłuszczowej masy ciała jest nieregularny sposób odżywiania. Większość kobiet nie jada pierwszych śniadań, a dzień rozpoczyna od szybkiej, mocnej kawy. Cóż, nie zawsze jest czas na posiłek. Przed wyjściem do pracy trzeba przecież zadbać o ładny makijaż, pomyśleć o ubiorze, wyprasować mężowi koszule i przygotować dzieciom śniadanie. Zresztą, wczesnym rankiem słabo dopisuje apetyt, więc o posiłku nie ma mowy. Myśli o jedzeniu pojawiają się najczęściej wtedy, gdy koleżanka w pracy wyciągnie bułkę z pasztetem, kiszonego ogórka i soczek. Nic dziwnego, że na widok takich „rarytasów” żołądek nieubłaganie zaczyna się kurczyć i doskwiera przerażający głód. W perspektywie pozostaje więc najbliższy sklep spożywczy, względnie cukiernia. Na spóźnione śniadanie jest więc „gorący kubek”, rogalik z serkiem topionym lub drożdżówka. Potem w pracy mnóstwo obowiązków, pośpiech, stres, nie ma więc już czasu by pomyśleć o jedzeniu.
Apetyt powraca dopiero wieczorem, kiedy przychodzi całkowite rozluźnienie i odprężenie. Uczucie łaknienia jest wówczas tak silne, że trudno zapanować nad ilością zjadanego pokarmu. W mózgu rozpoczyna się prawdziwy „koncert” neuroprzekaźników sterujących zmysłami smaku i zapachu. Wtedy też nasila się apetyt po pokarmy z dużą zawartością tłuszczu i cukru, czyli te najbardziej kaloryczne. Przyjmowanie posiłku po wielogodzinnej przerwie powoduje, że w jelicie cienkim dochodzi do wzmożonego wchłaniania glukozy i tłuszczów oraz nasilenia reakcji metabolicznych, sprzyjających procesowi tycia. Wynikające z tego konsekwencje, to nie tylko przybieranie na wadze, ale także zwiększone ryzyko wystąpienia nadciśnienia, cukrzycy i miażdżycy. W celu utrzymania prawidłowej masy i składu ciała należy spożywać min. 4-5 posiłków w ciągu dnia w odstępach nie dłuższych niż 3 godz. i co najważniejsze o jednakowych porach.
Nie jem dużo, a tyję
Bardzo często przyczyną niepokojących zmian w składzie ciała, bywa nie nadmiar kalorii, ale nieregularność odżywiania oraz zwyczajne podjadanie. Większość kobiet nie wlicza do ogólnego rozrachunku kaloryczno-odżywczego: czekoladek, cukierków, jabłek, napojów słodzonych, popcornu, słonych paluszków itp., które konsumuje między posiłkami. Nie wlicza także przekąsek spożywanych podczas przygotowywania posiłków, nudy, stresów, w czasie imprez towarzyskich czy zwykłego oglądania telewizji. Według opinii większości pań, są to porcje jedzenia, nie mające większego znaczenia dla ogólnego bilansu energetycznego. Być może łączna kaloryczność całodziennych przekąsek nie budzi większych zastrzeżeń, jednak należy pamiętać, że większość tych produktów nawet w znikomych ilościach, wywołuje znaczące zakłócenia w metabolizmie, prowadząc w efekcie do wzrostu masy tłuszczowej ciała. Wiele tych „niewinnych i drobnych” przekąsek, to po prostu skondensowane bomby cukrowo-tłuszczowe, które w jednej chwili potrafią przestawiać organizm na magazynowanie tłuszczu, oraz skutecznie blokować jego spalanie. Panie mają szczególne upodobanie do podjadania tego typu produktów podczas menstruacji. W okresie cykli miesiączkowych dochodzi do zmniejszenia poziomu serotoniny – neuropzekaźnika poprawiającego nastrój. Ponieważ węglowodany proste są najszybszym i najskuteczniejszym aktywatorem wydzielania serotoniny w mózgu, nic więc dziwnego, że wraz z podpaskami higienicznymi z półek sklepowych znikają także ciasteczka i czekoladowe przysmaki.
Unikam tłuszczu i stosuję niskokaloryczne produkty
Każdego dnia, różne kolorowe pisma dla pań prezentują zalecenia dietetyczne, dzięki którym można osiągnąć sukces i przybliżyć się do wymarzonego ideału. Zazwyczaj wspólnym mianownikiem większości porad podawanych w mediach jest złota zasada: - unikaj mięsa i tłuszczu oraz jadaj dużo owoców i warzyw. W ten sposób można znacznie uszczuplić podaż kalorii w diecie, będących największym wrogiem szczupłego ciała. Kalorie sieją więc w umysłach kobiet prawdziwy strach, terror i spustoszenie. W panice, większość unika spożywania mięsa, jaj i produktów nabiałowych, bo to źródło kalorycznego tłuszczu, a w zamian stosuje surówki, owoce, soki owocowe i produkty niskokaloryczne typu „light”.
Medialne „pranie mózgu” szkodliwością kalorii, powoduje, że dieta większości kobiet jest uboga w tłuszcz, białko, wiele witamin, a obfituje w węglowodany przede wszystkim te najprostsze. Owoce i słodkie soki owocowe (najczęściej dodatkowo dosładzane), chociaż nie zawierają zbyt wielu kalorii są jednak bogatym źródłem fruktozy i sacharozy – cukrów najintensywniej potęgujących proces tycia. To właśnie węglowodany proste, a nie kalorie są zasadniczym czynnikiem wpływającym m.in. na rozrost tkanki tłuszczowej udowo-pośladkowej oraz powstawanie szpecącego cellulitu. Zbyt niska podaż kalorii oraz nadkonsumpcja węglowodanów w stosunku do białek i tłuszczów, prowadzi nie tylko do rozrostu tkanki tłuszczowej podskórnej i zaburzeń w strukturze skóry, ale także obniżenia poziomu tkanki mięśniowej i pogorszenia jędrności ciała. Należy pamiętać, że produkty takie jak mięso, mleko, produkty mleczne, jaja, ryby – to przede wszystkim najważniejsze źródło białka – składnika niezbędnego dla utrzymania prawidłowej struktury włókien mięśniowych. Zwiększone spożycia białka ma szczególne znaczenie dla kobiet angażujących się w zajęcia sportowe. Brak odpowiedniej podaży tego składnika w diecie osób ćwiczących, może przyczyniać się nie tylko do braku postępów, ale także powodować pogorszenie jakości ciała i liczne zaburzenia w stanie zdrowia ( np. zwiększenie podatności na choroby i infekcje).
Oczywiście większość produktów dostarczających pełnowartościowe białko, jest także źródłem tłuszczu i to niestety tego najbardziej niekorzystnego z punktu widzenia zdrowia i urody. Produkty takie jak mięso, mleko, sery, zawierają w swoim składzie kwasy tłuszczowe nasycone, będące dla organizmu jedynie źródłem energii. Dlatego ich spożycie powinno być zminimalizowane, jednak nie poprzez unikanie wszelkich produktów pochodzenia zwierzęcego, lecz przede wszystkim poprzez eliminowanie produktów zawierających w swoim składzie zwiększoną ilość tłuszczu, a więc: tłuste gatunki mięs i wędlin, sery żółte, topione i śmietankowe, mleko i jogurty powyżej 2% tłuszczu, itp.
Jednym z często pojawiających się nonsensów w mediach, jest propagowanie pod kątem zdrowia i urody wszelkich produktów typu „light”. Firmom reklamującym swoje wyroby trudno się dziwić, bo tego typu wynalazki w dobie dzisiejszej pogoni za szczupłością, to prawdziwy strzał w dziesiątkę. Jednak reklamowanie niskokalorycznych produktów pod kątem odchudzania jest jawnym oszustwem. Wprawdzie czekolada niskokaloryczna czy bezcukrowe wafle przekładane tłustym kremem, zawierają mniej kalorii, bo cukier zastąpiono słodzikiem, ale nadal produkty te zawierają taką samą ilość tłuszczu i w dodatku tego najgorszego. Również na odwrót, produkty z których wyeliminowano tłuszcz ( np. 0% jogurty owocowe), nadal są źródłem cukrów prostych będących największym sprzymierzeńcem tkanki tłuszczowej. Przykładów tego typu, można by wyliczać bardzo wiele. Właściwe jedynie napoje typu „light” spełniają swoje przeznaczenie, gdyż po wyeliminowaniu z nich cukru, nie dostarczają praktycznie żadnych kalorii. Należy pamiętać, że miano żywności niskokalorycznej mogą nosić jedynie te produkty, które w 100g nie zawierają więcej niż 40kcal lub napoje zawierające nie więcej niż 20kcal/100ml. Norm takich niestety nie spełnia większość artykułów żywnościowych, reklamowanych jako „light”.
Nie po to ćwiczę by potem coś jeść
Podczas wysiłku fizycznego nasz organizm nie spala zbyt wielu kalorii. Dwadzieścia minut jazdy na rowerze stacjonarnym powoduje utratę ok. 100 kcal, co mniej więcej równa się kaloryczności jednej szklanki mleka, zaś kilkadziesiąt minut spędzonych na siłowni pozwala spalić jedynie pół czekolady. Bilans energetyczny nie wygląda więc zachęcająco, dlatego większość kobiet nie zamierza marnować włożonego wysiłku, na rzecz kolacji, która najczęściej nie tylko wyrównuje utracone kalorie, ale dostarcza ich z nawiązką. Gdyby zapytać jak będzie wyglądać ich wieczorny posiłek po powrocie do domu z zajęć sportowych, większość by zapewne odpowiedziała, że nie zamierza jeść czegokolwiek, bo nie po to się męczyły, by teraz się „nawpychać” . Jak widać niewiele kobiet, ma świadomość znaczenia posiłku potreningowego.
Trening fizyczny jest dla organizmu bodźcem stresogennym, zakłócającym proces wewnątrzustrojowej homeostazy (równowagi). W wyniku intensywnego wysiłku, wewnątrz ciała nasila się proces rozpadu białek ustrojowych, co w efekcie prowadzi do poważnego nadwerężenia konstrukcji tkanki mięśniowej. Opuszczając salę treningową, mięśnie pozbawione są glikogenu (cukru mięśniowego), oraz znacznie zubożone w aminokwasy, co w efekcie prowadzi do ich uszczuplenia. Prawidłowe odżywienie po treningu pozwala odbudować straty w mięśniach nie tylko do punktu wyjściowego, ale także znacznie powiększyć ich zapasy, w efekcie czego zregenerowane ciało staje się jędrniejsze. W okresie potreningowym, organizm nigdy nie odkłada tkanki tłuszczowej (jak uważa większość kobiet), gdyż z punktu widzenia fizjologii, było by to całkiem nielogiczne. To tak samo, jakby bardzo głodny człowiek, dostał zastrzyk gotówki i zamiast kupić za to jedzenie, pieniądze zaniósłby do banku.
Unikanie spożywania posiłków po forsownym treningu, przyczynia się nie tylko do zatrzymania postępów, ale również w perspektywie czasu, prowadzi do bardzo niekorzystnych zmian w skaldzie ciała. Wyniszczone i nieodbudowane po wysiłku mięśnie stają się coraz mniejsze i słabsze, zaś zagrożony sytuacją organizm w panice nasila odkładanie tłuszczu zapasowego w celu utworzenia rezerw energetycznych. W efekcie ciało, choć traci na wadze (bo mięśnie przecież sporo ważą) staje się obwisłe, miękkie i pomarszczone. Dlatego też niezbędnym elementem właściwej odnowy biologicznej organizmu, jest dostarczenie odpowiedniej ilości składników odżywczych niezbędnych do odbudowy zniszczonych włókien mięśniowych. Dlatego w posiłku potreningowym, należy położyć szczególny nacisk na odnowę glikogenu i białek. Pierwszy ze składników, można odbudować poprzez spożycie węglowodanów o wysokim indeksie glikemicznym ( ryż, owoce, soki, białe pieczywo), natomiast drugi poprzez spożycie odpowiedniej ilości pełnowartościowego białka, którego najlepszym źródłem są: chude gatunki mięs, wędlin, ryb i produktów mlecznych. Dla kobiet mających problem ze skomponowaniem odpowiedniego posiłku, pomocne mogą być specjalne odżywki węglowodanowo-białkowe, będące bardzo skuteczną formą uzupełniania poniesionych strat.